Z przeszłości kościoła św. Klemensa i cmentarza
Część 2.
Padniewo Szlacheckie przeszło prawdopodobnie przez związki małżeńskie w wieku XIII lub XIV z ręku Nałęczów na Nowinów, którzy początkowo pisali się z Bielaw - Bielawscy, później zaś przyjęli od Padniewa nazwisko Padniewscy. W wieku XIV, w latach 1352 do 1369 jeden z rodu wspomnianych Padniewskich - Borzysław (Borysław) był opatem Konwentu mogileńskiego. Kościół św. Klemensa służył w 1938 za kaplicę cmentarną. Z tej racji można by wnosić, że w tym celu został on pobudowany. Przypuszczenie takie nie ma jednak żadnej podstawy; nic nie przemawia za tym, żeby kościół wspomniany od początku miał być kaplicą cmentarną. Nie ma też żadnych dowodów na to, że wzgórze przy kościele tym od czasów jego powstania było cmentarzem parafialnym a więc przeznaczone do chowania na nim wszystkich zmarłych parafian. Prawdopodobnie szlachetny fundator budując trzeci kościół w Mogilnie i to po drugiej stronie jeziora, uczynił to nie tylko dla pomnożenia chwały Bożej i może w trosce o zbawienie swej duszy, ale i dla dobra bliźnich, dla wygody ludności mieszkającej po zachodniej stronie jeziora mogileńskiego, zbyt oddalonej od kościoła parafialnego wzgl. klasztornego. Z osiedli podówczas istniejących wchodziłyby tu w rachubę: Chełpsko (Chabsko) i Izby, niewątpliwie też i samo Padniewo a może nawet i część Mogilna, które, jak niektórzy przypuszczają, już w najdawniejszych czasach rozsiadło się także po zachodniej stronie jeziora. W takim razie część Padniewa, nadana kościołowi, była uposażeniem nie tylko kościoła samego, inkorporowanego od chwili powstania klasztorowi, lecz również uposażeniem osobnego duszpasterza, którym, jak się zdaje, był zawsze jeden ze zakonników miejscowych, ustanawiany przez konwent, który też poza wyznaczonymi sobie czynnościami duszpasterskimi miał jeszcze obowiązek odprawiania w roku pewnej liczby mszy śś. (51 ?) za fundatorów kościoła. Ale mogły być inne jeszcze powody pobudowania kościoła za jeziorem. O ile nowy kościół miał służyć potrzebom duchownym zachodniej części parafii, co niewątpliwie leżało w zamiarach fundatora, mogły być inne jeszcze względy, ważniejsze niż sama odległość wspomnianych osiedli od kościoła parafialnego, przemawiające za pobudowaniem osobnego kościoła po drugiej stronie jeziora. Podług opowiadania starych ludzi jeszcze krótko przed rokiem 1870, zanim pobudowano linię kolei żelaznej z Poznania do Torunia, tam gdzie dziś prowadzi ulica Józefa Hallera, wiodła zwykła droga przez teren łąkowy, zniżająca się do poziomu łąk, leżących po jednej i drugiej stronie. Bywało, że w czasie roztopów wiosennych lub przy długotrwałych deszczach, gdy ziemia wzgl. droga była rozmokła, konie i wozy grzęzły w bagnistym gruncie mimo narzucania licznych gałęzi, których dostarczały potężne wierzby tuż obok drogi rosnące. Przeprawianie się zatem ową drogą w takich warunkach nie było bynajmniej łatwe ani też zachęcające. Tak było jeszcze przed 70 laty. Jakaż dopiero musiała być przeprawa przez bagna i moczary między jeziorem mogileńskim i wiecanowskim kilka wieków wstecz! Obraz tego, jak wyglądała ziemia nasza, jak mogła wyglądać najbliższa okolica Mogilna w owych czasach odległych, a nawet jeszcze w czasach Jagiellonów, daje nam Karol Szajnocha w swoim dziele historycznym: pt. Jadwiga i Jagiełło: Większa część ziemi szumiała lasem, trzęsła się moczarem lub topieliskiem. Małopolska grzęzła w omszałych przedwiecznych borach, natomiast jej siostrzyca Wielkopolska brodziła w wodach z powodu sąsiedztwa z Bałtykiem i ziemią podmorsko - pruską... Gdy wody z czasem opadły... skutkiem przyrodniczych kataklizmów..., pozostawiły po sobie znaczne ślady w postaci bagien, moczarów, trzęsawisk, które groziły za lada krokiem niebezpieczeństwem życia... W suchych dziś miejscach łamały się koła zagrzęzłych w bagnisku kolas i wozów. Jan Olbracht kona, a spieszący doń lekarz, Maciej Miechowita, boryka się na przeprawie przy karczmie w Prądniku tak nieszczęśliwie, że mimo przyprzężenia ośmiu koni nie zdołał się wydostać z bagna ani go ominąć i musiał zawrócić, a król tymczasem umarł (+ 17.06.1501). Podobnych bagien i topielisk nie brakło zapewne w dawnych czasach w bliskości Mogilna. Być może, że dzisiejsze łąki wzdłuż rzeczki, łączącej jezioro wiecanowskie z mogileńskim, to dawne bagna, moczary i trzęsawiska, utrudniające komunikowanie się osiedli, położonych na zachód od wspomnianych jezior, z Mogilnem, posiadającym 2 kościoły. Nie jest więc wykluczonym, że wzgląd na trudne i niebezpieczne przeprawianie się przez owe bagna i topieliska głównie zadecydował o pobudowaniu trzeciego jeszcze kościoła po drugiej stronie jeziora dla wygody tych, którzy z trudnością mogliby się udawać na nabożeństwo do kościoła parafialnego. Mniej prawdopodobnym wydaje się zapatrywanie dra A. Warschauera (Dzieje miasta Mogilna), że Mogilno „nie musiało być całkiem nieznaczną osadą, ponieważ oprócz kościoła parafialnego, poświęconego św. Jakubowi, posiadało jeszcze drugi kościółek, poświęcony św. Klemensowi". Ma to znaczyć, że Mogilno było ongi do tyla zaludnioną osadą, że dla zaspokojenia potrzeb duchownych ludności pobudowano 2 a właściwie aż 3 kościoły. Trudno z tym zapatrywaniem się pogodzić - jak trudno przypuścić, żeby Dobrogost bez ważnego powodu chciał dla wygody samego tylko Mogilna fundować trzeci kościół i nadać mu część swego dziedzictwa Padniewo - i to w tym czasie, kiedy Mogilno poza kościołem klasztornym co dopiero otrzymało nowy kościół parafialny. Nawet w tym wypadku, gdyby - jak chce Warschauer - znaczna część osady zajmowała zachodnią stronę jeziora, nie byłoby dostatecznej racji budowania dla tej części osobnego, trzeciego kościoła. Słusznym powodem mogły być np. wspomniane bagna i moczary, wielce utrudniające komunikację z kościołem parafialnym - bez względu na większe lub mniejsze zaludnienie tak Mogilna jak i innych osiedli, leżących po zachodniej stronie jeziora mogileńskiego. Jako najodpowiedniejsze miejsce dla mającego powstać domu Bożego narzucało się wręcz wzgórze, które przewyższało dwa pagórki po przeciwnej stronie jeziora leżące, zabudowane już podówczas jeden przez kościół klasztorny i drugi przez wzniesiony co dopiero kościół parafialny. Uroczo położone, zasłonięte prawdopodobnie od wichrów wiekowymi lasami, panujące nad całą osadą, z pięknym widokiem na długą wstęgę jeziora oraz na klasztor, który od niezupełnie stu lat się rozłożył na skraju wżynającego się w jezioro półwyspu - dopraszało się wprost, aby na nim stanął kościół dla chwały Bożej i ku pożytkowi zbawiennemu dusz ludzkich. Miejsce to przedstawiało się też o tyle dogodnym, iż w razie pobudowania tamże kościoła, z powodu bliskości klasztoru można było liczyć na osobnego kapłana, któryby stale mógł pełnić w nim służbę Bożą i wiernych obsługiwać. Prawdopodobnie też z tej racji i w tym celu został kościół z chwilą zbudowania inkorporowany klasztorowi, klasztor zaś na tej zasadzie stale przez swych zakonników nim zarządzał i go obsługiwał. Utrzymuje się dziś jeszcze legenda o ganku podziemnym, prowadzącym pod jeziorem z podziemi kościoła klasztornego do kościoła św. Klemensa. Kto wie, czy fantastyczna ta legenda nie powstała na tle owej ścisłej łączności i stałego kontaktu klasztoru z kościołem św. Klemensa. Kościół św. Klemensa od czasu swego powstania służył celom duszpasterstwa, wnosić można z dokumentów późniejszej daty, przechowywanych w tutejszym archiwum. Dokumenty te, pochodzące z końca XVII i XVIII wieku, stwierdzają bezsprzecznie, iż kościół ten, podległy klasztorowi, miał w tym czasie osobnych, stałych duszpasterzy, ustanawianych przez Konwent ks. ks. Benedyktynów z grona miejscowych zakonników. Dzisiejszy kościół (św. Klemensa) odbudowali ks.ks. Benedyktyni w wieku XVII lecz bez wieży, jaka zdobiła poprzedni, stary kościół. Że dawniejszy kościół posiadał więżę świadczy miniaturowy widok tegoż kościoła znajdujący się na starym obrazie w kościele, przedstawiającym, jak głosi położony u spodu napis, fundatora kościoła, Dobrogosta. (Miles. Magnus. Dobrogostius. Fundator. Ecclae S. Clemen tis 1065). Widoczek jest niewątpliwie podobizną starego kościoła, z zakrystią przybudowaną od strony jeziora i z wieżą dla sygnaturki, podobną do dzisiejszej - widocznie podług tamtej zbudowanej. Dzisiejszą wieżę otrzymał kościół dopiero w roku 1897 za proboszcza ks. Ćwiklińskiego, za którego rządów w roku 1887, również dach został pokryty blachą w miejsce dawniejszych szkudeł. O ile przez osadzenie wieżyczki kościół wiele zyskał na widoku, o tyle stracił przez pokrycie blachą, choć nikt nie zaprzeczy, że dach obecny jest praktyczniejszy i trwalszy od dawnego, wymagającego częstej naprawy. Podług protokołu z wizytacji z r. 1699 miał kościół ówczesny jeden tylko ołtarz z drzewa, bez jakiejkolwiek rzeźby, z obrazem św Klemensa Papieża i Męczennika. W późniejszych czasach posiadał oprócz głównego jeszcze dwa boczne ołtarze, jeden z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, drugi z obrazem św. Wawrzyńca; oba te ołtarze, prostej roboty, zostały usunięte w roku 1913. W ostatnich latach swego życia ks. Wawrzyniak nosił się z myślą pobudowania na miejscu obecnego kościoła z drewna, potrzebującego naprawy, nowego, murowanego, dostosowanego do pięknego otoczenia, wraz z kryptą, w której po śmierci pragnął spoczywać. Prawdopodobnie przedwczesna śmierć przeszkodziła urzeczywistnić powyższy zamiar. Jak wiele innych przybytków Bożych tak i kościół św. Klemensa w ciągu kilku wieków swego istnienia różne niewątpliwie przechodził koleje. Zapewne jednak nigdy nie przestał być przybytkiem czci i chwały Bożej. Dopiero za rządów pruskich doczekał się innego przeznaczenia W roku 1836 i 1837 władze wojskowe w porozumieniu z władzami administracyjnymi obrały sobie kościół, w którym co piątek odprawiały się Msze św. za fundatorów kościoła, na składnicę prochu wzgl. zapasów naboi potrzebnych dla żołnierzy obrony krajowej, odbywających w okolicy Mogilna swoje ćwiczenia wojskowe. Podobnie złożono część tejże amunicji w bibliotece klasztornej, mieszczącej się nad zakrystią kościoła. Profanacja kościoła wywołała słuszne oburzenie i zgorszenie wśród parafian, zwłaszcza gdy się okazało, że składanie prochu w kościele nie było tylko przejściowe, lecz miało się z roku na rok powtarzać. Starania o usunięcie zapasów prochu tak z kościoła jak i z biblioteki długo były bezskuteczne. Dopiero po kilkakrotnych przedstawieniach ze strony ks. ks. Kluppa i Henkego, i wreszcie Władzy duchownej, w których zwracano uwagę na niestosowność używania kościoła na składnicę prochu oraz na niebezpieczeństwo grożące w razie eksplozji tak życiu ludzkiemu jak i budynkom, udało się skłonić władze państwowe do usunięcia prochu z kościoła i biblioteki i tak zapobiec dalszej profanacji domu Bożego. Na tym jednak sprawa prochu się nie zakończyła. W następnym roku przyszło do nowego zatargu z władzami. Na cmentarzu przy kościele farnym stała jak dziś dzwonnica, zbudowana z drzewa w kształcie wieży na której umieszczony był zegar, zabrany z wieży klasztornej i przeniesiony tu. Bez postarania się o formalne zezwolenie Dozoru Kościelnego i mimo sprzeciwu założono w wspomnianej dzwonnicy w roku 1838, po opróżnieniu kościoła św. Klemensa i biblioteki klasztornej, samowładnie prochownię. Potrzeba było dopiero znowu interwencji ks. Arcybiskupa Dunina u rejencji bydgoskiej, aby skłonić władze miejscowe w Mogilnie do poczynienia starań o wyszukanie innego, na składnicę prochu odpowiedniego miejsca. W tymże samym czasie służyć musiała dzwonnica za drugą jeszcze składnicę - i to dla sikawki i sprzętów ratowniczych straży pożarnej, która podobnie jak władze wojskowe tłumaczyła się tym, że nie ma innego odpowiedniego miejsca. Wszystkie te nadużycia, które wkradły się za rządów schorzałego i z powodu wieku zniedołężniałego proboszcza, ks. przeora Strzelińskiego udało się energicznemu ks. Kluppowi, któremu Władza duchowna w roku 1836 powierzyła administrację parafii, szczęśliwie usunąć i na przyszłość podobnym uroszczeniom władz świeckich względem kościołów i zabudowań kościelnych zagrodzić drogę.
Poprzednia | | Następna |