VII obraz. Historia parafii i kościoła
1869 - 1875
Na miejsce powołanego do Poznania ks. Kluppa zamianowała Władza duchowna proboszczem parafii ks. infułata Kazimierza Dorszewskiego. Ks. Kazimierz Dorszewski, urodził się 19 lutego 1826 roku w Powidzu. Pochodził z tych rodzin mieszczańskich, co za czasów humanizmu i reformacji wydały tak wielu mężów zasłużonych do Kościoła i narodu. Początkowe nauki pobierał w gimnazjum trzemeszeńskim. Studia teologiczne odbył w Poznaniu, Monasterze i Berlinie. Dnia 19 marca 1850 roku otrzymał stopień licencjata wszechnicy monasterskiej, a w trzy dni potem święcenia kapłańskie. Jeszcze tego samego roku arcybiskup Przyłuski powołał młodego kapłana na profesurę Pisma Świętego do seminarium poznańskiego. Przez cztery lata piastował ten urząd. Chwile wolne od zajęć profesorskich poświęcał pracy w bibliotece seminaryjnej. Wytężona praca nadwątliła jego i tak słabe zdrowie, wskutek tego zamienił profesurę na spokojniejszy zarząd ustronnej parafii w Ryszewku od 1854 roku. Jako gorliwy kapłan, przedniejszy kaznodzieja, gorący patriota i niestrudzony administrator zjednał sobie przyjaźń konfratrów, uznanie obywatelstwa, a władza duchowna pragnąc korzystać z jego zdolności, powierzyła mu w roku 1863 godność dziekana rogowskiego. Wybór ten duchowieństwo w tym dekanacie przyjęło z ogromną radością i życzliwością, czego dowodem były powinszowania składane nowemu dziekanowi przez konfratrów zgromadzonych na odpuście św. Mateusza u powszechnie szanowanego Ks. Kręckiego. W roku 1869 opuszcza Ryszewko, dla obszerniejszego zakresu pracy na probostwie mogileńskim, tutaj zaledwie po kilku miesiącach arbiskup Ledóchowski zamianował go kanonikiem metropolitarnym w Poznaniu (w miejsce ks. kanonika Sylwestra Jozefata Suszczyńskiego, któremu w zamian oddała Władza duchowna w zarząd parafię mogileńską). Z dniem 15 maja 1869 roku pożegnał parafię mogileńską. Równocześnie ks. Dorszewski objął urząd radcy konsystorskiego i kaznodziei Katedralnego. Z Poznania - odbył rzadką na owe czasy pielgrzymkę do Ziemi świętej w roku 1872, którą potem pięknie opisał. Na tym stanowisku przetrwał walkę kulturną. W roku 1886 został podwyższony do dziekana kapituły poznańskiej, a w 1893 roku otrzymawszy nominację na proboszcza kapituły gnieźnieńskiej, przeniósł się do Gniezna. Nie było mu w tej godności spokojnie końca doczekać, jak się spodziewał, bo 27 listopada 1906 roku, po zgonie arcybiskupa Stablewskiego, wypadło mu, wybranemu przez kapitułę administratorem, objąć zarząd archidiecezji gnieźnieńskiej. Starzec przeszło 80 letni, musiał podjąć ciężar zarządu wielkiej diecezji w nader trudnych warunkach, a wiadomo, że wymówić się nie mógł od tego ciężkiego obowiązku. Podjął go i prowadził ufny w pomoc Bożą. I widocznie palec Boży czuwał nad nim, bo nawet z ciężkich niedomagań, jak utrata słuchu i ze smutnego wypadku, jak złamanie nogi - przyszedł do zdrowia. Ktokolwiek widział go w tych czasach, zdumiewał się jego bystrością rozumu, jasnością sądu i pogodą umysłu. Z niezwykłą łatwością orientował się w trudnych i zawiłych kwestiach, bystro śledził i doskonale oceniał przebieg życia publicznego, nader chętnie interesował się sprawami nauki i kultury - rzeczywiście dane mu było oglądać tron św. Wojciecha na koniec obsadzony arcybiskupem Likowskim, a i tego jeszcze przeżyć. Administracji już nie przyjmował, doczekał wkrótce też nowego arcybiskupa i mógł dokończyć strudzonego żywota, spokojny o przyszłość swoich owieczek. Długie, wyjątkowo długie życie ks. Prałata Dorszewskiego wypełnione było pilną i ustawiczną pracą. Praca ta szła w różnych kierunkach, nie zawsze i niekoniecznie zgodnie z jego upodobaniami, to wszakże zaszczyt mu przynosi, że cokolwiek mu wypadło wziąć na siebie, wykonywał z równą sumiennością i oddaniem się zupełnym, nie zważając na swoją osobę. Rozpoczął jako profesor, później pełnił obowiązki duszpasterskie, na koniec administracyjne. Do nich miał szczególniejsze zdolności, ale zamiłowania jego szły w innym kierunku i znowu można o nim zacytować jego własne słowa, o kim innym powiedziane: "W późnej starości nie mógł nigdy odżałować, że urzędowania mu tyle czasu zabrały. Co zresztą czynił, chciał sumiennie wypełnić i miał przed oczyma tę prawdę, że urząd może być źródłem chwały jak zarówno hańby i zawstydzenia się człowieka". Ksiądz Kazimierz posiadał zbiór biblii polskich, który pokazywał swoim gościom i opowiadał o swoich zamiarach przekładu Pisma św. na język polski, ale urzędowania nie dozwoliły mu podjąć. Z prac swoich ogłosił drukiem: Kazania i mowy treści religijnej (Gniezno, 1866); Mowa na cześć Jana i Jędrzeja Śniadeckich przy odsłonięciu pomnika w kościele w Żninie (Poznań, 1866); Lekcje i ewangelie na niedziele i święta całego roku kościelnego, potocznie i zrozumiale wyłożone i objaśnione (Poznań, 1870); Zapiski i wrażenia z podróży do Ziemi św. i Egiptu, odbytej w 1872 roku (Gniezno, 1878). Do tego dochodzi pewna liczba artykułów publicystycznych, z której zasłynęła zwłaszcza polemika prowadzona z "Tygodnikiem Katolickim" w 1872 roku, świadcząca o niepośledniej samodzielności poglądów i niezależności zapatrywań. Działalność zatem piśmiennicza nosiła cechę praktyczną i aktualną. W kazaniach nie brakło akcentów szczerych, tonów silnych, wzruszenia serdecznego, głębokiego afektu. Widać z nich dokładną znajomość Pisma św., gorącą miłość do Chrystusa i Kościoła, wielką miłość Ojczyzny. Przebija się usposobienie bardzo uczuciowe, organizacja duszy sensytywna. Język szlachetny, prosty i jasny, kształcony na doskonałych wzorach. Widać z każdego zwrotu rozległą znajomość literatury polskiej, także świeckiej, zauważyć można, że z umiłowaniem rozczytywał się w piśmiennictwie narodowym (cytatów z literatury świeckiej unikał). Znany był gorący patriotyzm ks. Kazimierza. Patriotyzm ten na religii, jako na niewzruszonej podstawie się opierał. Wiara i religia jest zasadą życia, z niej jako ze źródła wypływa wszystko inne, i miłość Ojczyzny jest tylko skutkiem miłości Bożej. "Niech kto mówi, co chce, to zawsze jest niezaprzeczoną prawdą - powiada w Mowie na nabożeństwie za poległych braci - że wiara nasza tak się zespoliła i zrosła z narodowością naszą, iż jednej od drugiej bezkarnie odłączyć nie wolno". A jakie to charakterystyczne, co przytacza za powody do swojej pielgrzymki do Ziemi św. "Nie ulega wątpliwości, że źródłem głównem może być tylko wiara w Zbawiciela oraz wdzięczność za te cuda miłosierdzia i łask jakiemi obsypał świat, żyjąc na tej ziemi, jakie nam wszystkim przez mękę i śmierć swoją wysłużył." Dalej zaś pisze, że już od młodości marzył o Palestynie jako prawdziwej Ziemi Obiecanej, że w późniejszym wieku pociąg ten wzmocniły studia naukowe i zaraz potem tłumaczy, że taki szacunek do Ziemi świętej wzmocni jeszcze bardziej przywiązanie do własnego kraju. W swoich zapatrywaniach patriotycznych był gorącym, namiętnym wyznawcą pracy organicznej. Wybitnie daje temu wyraz zwłaszcza w swojej mowie na cześć braci Śniadeckich "A jeżeli wiernym synem Ojczyzny jest ten, kto ginie w jej obronie - to nie mniej wiernym jest i ten, kto szanując losy i zrządzenia Boskie w niepodobieństwie orężnej rozprawy, zaprzęga się do jarzma codziennych obowiązków i sumiennie to jarzmo dźwiga". W innym miejscu pisze "Do pracy więc wszyscy. Nie leńmy się kiedy dla nas nastały cisze po tylu krwawych burzach, do wioseł, aby skołatany okręt nasz utrzymać na głębinach żywota religijnego i narodowego. Nie pozwólmy zalać się falom smutku ani zwątpienia. Wylewajmy te wody co skrzętniej ze statku. Niczem innem dziś, jeno łzami prawdziwej skruchy i wczesną a szczerą i ogólną poprawą rozwilżymy te pęta upadku naszego. Nie czem innem dziś jedno pracą, nauką, gospodarnością i dorobkiem odzyszczemy dawną sławę naszą i postawimy się w rzędzie żywotnych i żywota godnych narodów". Dalej "Zestrzelmy wszyscy siły, wytężmy ducha i ręce w imię Boże - a kraj więcej złościami swych dzieci niż winą obcych pognębiony w niedoli, rozkwitnie na nowo wiarą w Boga i w siebie, miłością cnoty i obyczaju rodzinnego, nadzieją prędszego czy późniejszego, ale niechybnego zmiłowania Boskiego." Nawet w chwili takiego ogromnego rozfalowania ideologii romantycznej jak w 1861 roku, przy sposobności kazania na nabożeństwie za poległych na bruku warszawskim Polaków, nie waha się, sławiąc ich zresztą jako bohaterów i męczenników, dość wyraźnie sprzeciwić się ideom romantycznym: "Na cuda boskie liczmy!" i twardo powiedzieć: "Praca, własność, ziemia to warunek istnienia naszego". Posiadał też dość męstwa religijnego i odwagi cywilnej, patriotycznej, aby przestrzec: "Nie nastawiajcie ucha żadnym tajnym podszeptom". Przyszłość sprawdziła jego ówczesne ideały i nawróciła społeczeństwo na drogę owej pracy. Ksiądz prałat kanonik Kazimierz Dorszewski był znakomitym kapłanem. Należał do tego pokolenia pracowników niestrudzonych, wytrwałych, nie goniących za efektem ani za łatwą sławą. Przed nim zeszło do grobu dwóch najprzedniejszych jak ks. Piotr Wawrzyniak i arcybiskup Likowski za nimi podążył dnia 28 listopada 1915 roku jako trzeci może nie tak głośny i sławny, ale niemniej pracowity i niemniej miłujący Kościół i Ojczyznę ks. Kazimierz Dorszewski. Członek zwyczajny PTPN w latach 1870-1915.
Z nazwiskiem ks. Sylwestra Suszczyńskiego (urodził się w 1827, a zmarł w 1885 roku. Był także proboszczem w Ostrowie Wlkp. Czł. zw. PTPN w 1859) wiąże się najsmutniejszy okres dziejów parafii. Rządy jego w parafii, które skończyły się z jego odstępstwem od wiary rzym. - katolickiej, przypadły na czas, kiedy w Prusach zaczął się srożyć tak zwany kulturkampf czyli walka rządu pruskiego przeciw kościołowi katolickiemu. O co chodziło rządowi ? Pod płaszczykiem rzekomej kultury chciano ujarzmić kościół, podając go za wroga postępu i oświaty. - Walkę tę rozpoczął Bismark, kanclerz rzeszy niemieckiej, zaciekły wróg kościoła katolickiego, po zwycięstwie odniesionym nad Francją w r. 1871. Postanowił on użyć wszelkich środków, aby katolików rzeszy niemieckiej oderwać od Rzymu względnie uczynić kościół powolnem narzędziem państwa. Dla dopięcia swych celów dobrał sobie godnych siebie pomocników; prawą ręką jego w tej walce był minister oświaty Dr. Falk, nie krępujący się w użyciu środków żadnymi względami. To też wnet posypały się drakońskie prawa przeciw kościołowi. Najpierw w r. 1872 - odebrano zakonom męskim i żeńskim szkoły i prawo nauczania w szkołach publicznych. W tymże roku uchwalono prawo o wydaleniu z granic państwa pruskiego Jezuitów i innych zakonów pokrewnych. W roku następnym - 1873 - w dniach 11, 12, 13, 14, maja ukuto tak zwane prawa majowe, które miały uwolnić katolików od tyranii Rzymu i ukrócić władzę biskupów - a natomiast oddać państwu najwyższą władzę w kościele. Według tych ustaw seminaria duchowne wzgl. kształcenie duchowieństwa zależeć miało od władz rządowych. Bez przyzwolenia władz państwowych nie było wolno biskupom żadnej posady kościelnej powierzyć komukolwiek z duchownych, ani też przenosić z jednej posady na drugą; powierzenie urzędu duchownego wbrew postanowieniu prawa nie miało mieć żadnego znaczenia, to znaczy, że przyjmujący urząd kościelny z ręki biskupa, bez zgody naczelnego prezesa, nie mógł spełniać żadnej funkcji kapłańskiej, a więc ani Mszy św. odprawiać, ani chrzcić i spowiadać, ani też kazań głosić. Nieposłuszni mieli być karani grzywną od 200 do 1000 talarów. Duchownych, którzy przed prawami majowymi posady zajmowali, wolno było rządowi składać z urzędu za wyrokiem sądowym i bez apelacji, - o ile by wykroczyli przeciwko przepisom praw majowych. Jako najwyższą instancję, decydującą w sprawach kościelnych, ustanowiono "królewski trybunał dla spraw kościelnych" mający prawo składania i biskupów z urzędu. Nie zapomniano i o odstępcach od wiary, pozwalając każdemu bez trudności wystąpić z kościoła. - Aby wiernych uniezależnić w największej mierze od kościoła, ukuto w r. 1874 prawo o małżeństwach cywilnych i ogłoszono je jako obowiązujące; za to śluby kościelne przestały być obowiązującymi wobec państwa. Protesty przeciwko tym prawom ze strony episkopatu królestwa pruskiego nie odnosiły żadnego skutku; przeciwnie ściągały na broniących praw kościoła biskupów prześladowania. - Gdy ani więzienie ani wysokie kary pieniężne, przewidziane prawami majowymi, nie były zdolne powstrzymać tak biskupów jak i kapłanów od spełniania czynności duchownych, wynikających z ich urzędu, ukuto w r. 1874 nowe jeszcze prawo, mające unieszkodliwić opornych duchowych, mianowicie prawo o banicji czyli o wydaleniu nieposłusznych z granic państwa pruskiego, - a wreszcie prawo o wstrzymaniu wypłat należności, przypadających rzymsko - katolickim biskupstwom i duchownym ze skarbu państwa. - Pierwsze ciosy wymierzył rząd przeciw Wielkopolsce, gdzie spodziewał się jednym zamachem zadać rany śmiertelne tak katolicyzmowi jak i polskości. Doznał jednak przykrego zawodu, albowiem narzucona walka jedno i drugie jeszcze więcej wzmocniła. Zaczęło się w r. 1872 od nakazu wykładania nauki -religii w szkołach średnich w języku niemieckim. Niebawem rząd miał walkę rozpocząć z całą bezwzględnością. Jakby dla przygotowania wiernych na te ciężkie chwile ofiarował ks. arcybiskup w dniu 8 grudnia 1872 obie archidiecezje Najsł. Sercu P. Jezusa i wezwał wiernych do modlitwy. Walka rozgorzała z całą siłą z chwilą uchwalenia i zatwierdzenia praw majowych. Ponieważ arcybiskup odmówił wezwaniu naczelnego prezesa o przesłanie mu w myśl ustawy z dnia 11 maja 1873 o kształceniu duchownych wszystkich dokumentów, odnoszących się do seminariów duchownych, zamknął rząd dnia 20.8.1873 seminarium poznańskie. Wskutek szeregu procesów, które nastąpiły, posypały się na arcybiskupa kary pieniężne (30 000 talarów) za wykonywanie przezeń funkcji biskupich m. i. za wyświęcenie 30 kleryków na kapłanów, bez zezwolenia naczelnego prezesa; z powodu niemożności zapłacenia kar sprzedano mu wszystkie meble i ruchomości. Podobnie postępowano z niższym duchowieństwem. Arcybiskup jednak nie ugiął się; na wezwanie naczelnego prezesa, aby złożył urząd, inaczej wytoczony mu będzie proces przed trybunałem dla spraw kościelnych, odpowiedział stanowczo: "Urząd biskupi od Boga przez ręce Jego Namiestnika na ziemi odebrałem. Tego posłannictwa żadna świecka potęga zniweczyć nie jest zdolna. Nie może więc być mowy o złożeniu mnie z arcybiskupstwa ". Nękania ks. arcybiskupa, nawet mimo choroby, nie ustawały, aż wreszcie dnia 3 lutego 1874 rychło rano o godz. 4.00 zaaresztowano go i wywieziono do więzienia w Ostrowie "za czyny zagrażające spokojowi państwa", a 9 czerwca 1874 "złożono go z urzędu". Uwięziono też ks. biskupa Janiszewskiego, sufragana poznańskiego i ks. biskupa Cybichowskiego, sufragana gnieźnieńskiego. Los księży biskupów podzieliły w tym samym czasie i w następnych latach setki kapłanów; niektórych z nich osadzono w celach więziennych wspólnie z Żydami i zbrodniarzami jak np. ks. Dr. Goczkowskiego, późniejszego kanonika i oficjała gnieźnieńskiego. (Ks. prałata Wawrzyniaka, podówczas mansjonarza w Śremie, za daną pomoc duchowną podczas odpustu w innej parafii, skazano na kilka dni więzienia). Prawdziwe nagonki urządzano szczególnie na młodych księży tz. majowych lub majowczyków, wyświęconych po uchwaleniu praw majowych i karano więzieniem za spełniane przez nich czynności kapłańskie. Ta walka brutalna nie zdołała jednak zachwiać społeczeństwa wielkopolskiego w przywiązaniu do wiary i kościoła. Tak duchowieństwo - poza kilku odstępcami - jak i lud cały i szlachta - wszyscy wiernie i zdecydowanie stanęli przy swoim Arcypasterzu. Uwięzienie i złożenie przez rząd z arcybiskupstwa wzmocniły jeszcze więcej węzeł, łączący społeczeństwo katolickie z arcypasterzem i kościołem. We więzieniu przesiedział ks. arcybiskup 2 lata i dnia 15.3.1875 zamianował go Ojciec św. kardynałem; uwolniono go d. 3 lutego 1876 - lecz musiał kraj opuścić. Wygnano również ks. biskupa Janiszewskiego i wielu kapłanów, zasądzonych poprzednio na więzienie. Z przykrością wypada wspomnieć, że w liczbie kilkuset kapłanów archidiecezji naszych, z których większość była karana więzieniem lub grzywną, znalazło się 12 wyrzutków, którzy złamawszy przysięgę złożoną na wierność kościołowi i biskupowi, poddali się rządowi, uznając krzywdzące kościół prawa majowe. Bezprawnie jako "proboszczowie rządowi" wdarli się - nieraz pod osłoną policji - na probostwa kilku parafii, licząc może na to, że lud uzna ich za prawowitych pasterzy. Tymczasem całe społeczeństwo katolickie ze wzgardą się odwróciło od zdrajców i unikało zetknięcia się z nimi jako wyklętymi przez Kościół odstępcami. Kościoły, przez nich zajęte, świeciły pustką. - Z pośród grona owych 12 odstępców wsławili się szczególnie; Brenk w Kościanie, który po złożeniu przez rząd ks. Arcybiskupa Ledóchowskiego z urzędu, miał śmiałość ubiegać się u tegoż rządu o nominację na arcybiskupa, Kubeczak w Książu, Kick w Kamionnie, Lizak i Rymarowicz. Cała ta piątka po ukończeniu walki kulturnej w r. 1886 nie pojednała się z Kościołem, jak to uczynili inni odstępcy. Zrywając z Kościołem i prawowitą Władzą duchowną żaden z wspomnianych odstępców - choć ten i ów zdrożne prowadził życie - nie posunął się do wyraźnego odstępstwa od wiary. Tę smutną sławę, zdobył sobie jedyny z grona wszystkich kapłanów polskich, ks. Suszczyński, zarządzający tutejszą parafią od 15 maja 1869 r. Drogę do odstępstwa utorowała i ułatwiła mu walka rządu przeciw kościołowi, a mianowicie, ustawa "o wystąpieniu z kościoła" i uchwalone w r. 1874 prawo "o małżeństwie cywilnym". Korzystając z tych praw zerwał z Kościołem i podeptawszy śluby i przysięgi kapłańskie, zawarł w Królewcu dnia 13 września 1875 cywilny związek małżeński a następnie, dnia 19 września 1875 w Bazylei, w Szwajcarii, wziął w zborze starokatolickim "ślub kościelny". Wiadomość o zapowiedziach małżeńskich, wywieszonych w tutejszym urzędzie stanu cywilnego od dnia 28.8.1875, wywołała niesłychane oburzenie w całej parafii. Krok Suszczyńskiego zaskoczył ją zupełnie nieoczekiwanie, choć nie było tajemnicą życie jego nieprzykładne. Przeciw wywieszeniu zapowiedzi w urzędzie parafianie przez Dozór Kościelny zaprotestowali - protest jednak pozostał bez skutku. Przeczuwając, jakie zgorszenie w parafii wywoła niecnym swoim postępkiem, przezornie opuścił Suszczyński Mogilno już dnia 9 lipca 1875, oddawszy parafię pod zarząd pierwszego wikariusza, ks. Franciszka Haunszylda, któremu oświadczył, że wyjeżdża na dłuższy czas - Wyjechał prawdopodobnie do Królewca - a stamtąd do Szwajcarii, gdzie przyłączył się do starokatolików, sekty która powstała w r. 1870, po ogłoszeniu przez Sobór Watykański dogmatu o nieomylności papieża. W 3 dni po zgłoszeniu zapowiedzi w urzędzie stanu cywilnego tj. dnia 1 września 1875 pojawiło się w ówczesnym liberalnym "Dzienniku Poznańskim" oraz w "Posener Zeitung" oświadczenie Suszczyńskiego, że "zrywa z wiarą przez Rzym podawaną" i przechodzi do starokatolików. W odpowiedzi na powyższe ogłoszenie złożyło 204 parafian w imieniu parafii dnia 9.9.1875 oświadczenie, w którym dali wyraz gotowości pozostania we wierze ojców i niezłomnego trzymania się wiary rzymsko - katolickiej, a równocześnie wyrazili życzenie, ażeby Suszczyński do Mogilna nie wracał lecz usunął się na zawsze, i nie nazywał się ich pasterzem, bo go za takiego nie uznają. W miesiąc później, dnia 10 października 1875 zwołany został wiec parafialny, w którym wzięło udział 400 parafian (samych mężczyzn). Zebrani na wiecu tym uchwalili pomiędzy innymi wysłać pismo do Ojca św. Piusa IX, następującej treści:
Ojcze Święty!
Ze ściśnionym sercem lecz zarazem z ufnością chrześcijańską udajemy się do Waszej Świątobliwości, my parafianie mogileńskiego kościoła, w liczbie 400 na wiecu zgromadzeni. - Dotychczasowy proboszcz nasz opuścił powierzone sobie owieczki i zdradził wiarę i Kościół święty; wyrzekamy się go i jako z odstępcą żadnej z nim nie chcemy mieć wspólności. W tem utrapieniu upadając przed tronem Twoim. Ojcze Święty, składamy Ci, biedni, w ofierze nasze serca; przyjmij je dobrotliwie i wzniósłszy Twe błogosławione ręce do Miłosiernego Boga, uproś Go, ażeby ozdobił nas cnotami, jakie podziwiamy ciągle w Twej Najdostojniejszej Osobie: mocną wiarą w niewzruszoność Kościoła św., piękną nadzieją w rychłe zwycięstwo prawdy i odrodzenie narodu naszego i Ojczyzny naszej, gorącą miłością ku Bogu i bliźniemu, męstwem i cierpliwością w boju z nieprzyjaciółmi Kościoła św. Wspomagaj nas, Ojcze Święty, bo niebezpieczeństwa grożą nam z wszystkich stron, a my chcemy żyć i umierać we wierze Ojców naszych; my przy pomocy Boskiej wiernymi i posłusznymi będziemy zawsze Kościołowi świętemu rzymsko - katolickiemu, Świętej Stolicy Apostolskiej i Tobie Ojcze Święty bo Ty jesteś Apostolską Stolicą, Ty jesteś Rzymskim Kościołem. Całując Twe nogi, prosimy najpokorniej o Błogosławieństwo Apostolskie dla nas, dla naszych rodzin, dla całej naszej parafii i dla całego narodu naszego, pozostajemy przez całe życie Ojcze Święty, Waszej Świątobliwości najniżsi słudzy i posłuszni synowie.
W Mogilnie, 10 października 1875 r.
(podpisy - -... )
Na pismo to otrzymała parafia na ręce p. Różańskiego z Padniewa w odpowiedzi następujący list Ojca świętego:
Ukochanym Synom Stanisławowi Różańskiemu i wiernym, zgromadzonym na wiecu parafii mogileńskiej, w diecezji gnieźnieńskie w Mogilnie Pius Papież IX.
Ukochani Synowie! Pozdrowienie i Błogosławieństwo Apostolskie. Ubolewamy bardzo nad położeniem waszym, Kochani Synowie, którzy będąc w ucisku srogiego prześladowania, pozbawieni nadto jesteście pasterza, któryby was mógł umacniać i wami rządzić. Atoli równocześnie Bożemu tylko miłosierdziu przypisać to możemy, iż ten, który był waszym przełożonym, odłączył się od Was i zrzuciwszy skórę owczą, do wilków poszedł. Albowiem ci, którzy w taki sposób wykluczają się z katolickiego społeczeństwa, wyszli w prawdzie od nas, lecz nie byli z nas; a chociaż zachowywali dotychczas jakiś pozór pobożności, mocy jej już dawno się zaprzali, stawając się przeto narzędziami nie żywota, lecz śmierci ludu, gdyż mowa ich jakoby rak czołga się. Pochwalamy przeto roztropność waszą, iżeście na wspólnym zebraniu jednogłośnie postanowili unikać człowieka odstępcy, który jest wedle słów Mędrca Pańskiego, "mąż nieużyteczny, chodzi z przewrotnymi usty, złym sercem myśli złość, a na każdy czas swary rozsiewa". Z takimi ludźmi nie godzi się ani jadać, ani ich pozdrawiać. Również roztropnym było wyborne owo postanowienie wasze, wytrwania statecznego przy tej Stolicy Świętej i przy znakomitym Arcypasterzu waszym, ażebyście zachować mogli zdrową naukę i pozostać bezpiecznie w owczarni Chrystusowej, poza którą nie masz zbawienie. Toteż nie wątpimy, że te postanowienia, okazujące moc waszej wiary, wyjednają wam, chociaż pozbawionym ludzkich pomocy, konieczną a obfitą pomoc łask niebieskich, a może i nowego pasterza, któryby pełen Ducha Bożego, was pocieszał, umacniał i w tych przeciwnościach zachował w was tę pobożną sławę, która jest zawsze szczególniejszą ozdobą narodu waszego. Oto mianowicie błagamy Boga, Dawcę wszelkiej , pociechy, a jako dobrą wróżbę Jego łaski i dowód naszej życzliwości i ojcowskiej naszej przychylności, udzielamy wam wszystkim, Kochani Synowie, z serca Apostolskiego Błogosławieństwa.
Dan w Rzymie u św. Piotra dnia 18 listopada roku 1875 Papiestwa naszego roku trzydziestego.
(-) Pius P. P.