IX obraz. Historia parafii i kościoła
1883 - 1886
Od czasu wyjazdu Suszczyńskiego z Mogilna tj. od lipca 1875 zarządzał parafią jako duszpasterz ks. Franciszek Haunszyld (*1837 +1880), powołany na tutejszy wikariat d. 10.11.1870; - za współpracownika miał ks. Teofila Zygmanowskiego, który objął stanowisko II. wikariusza d. 05.05.1872. Ks. Franciszek Haunszyld - powszechnie szanowany i kochany pożegnał parafię na zawsze po trzymiesięcznej obłożnej chorobie. Zdrowie jego w ostatnich latach już było nadwątlone, nie miał czasu na leczenie, czy też na wyjazd do wód. W okolicznościach, w których się znalazł nie myślał o żadnej kuracji, zwłaszcza, że często miewał zmartwienia - a od czasu kulturkampfu nie pobierał żadnej pensji, utrzymywał się tylko z ofiar, stypendiów i akcydensów. Urodził się w 1837 roku, wyświęcony na kapłana został 1866 r. Był dwa lata wikariuszem w Strzelnie, dwa lata w Sławnie i blisko 10 lat w Mogilnie. Odznaczał się zawsze wielką łagodnością, otwartością i prawością charakteru, był sumiennym kapłanem i umiał sobie zjednywać serca przyjaciół i parafian. Po znanym odstępstwie ks. Suszczyńskiego zastępował proboszcza w Mogilnie i pracował razem z ks. Zygmanowskim. Śmierć jego wielkim smutkiem napełniła całą okolicę. Szanowny dozór kościelny i przyjaciele zajęli się urządzeniem pogrzebu. Eksportacja ciała do kościoła farnego św. Jakuba, odbyła się przy udziale 19 księży, przewodniczył ks. dziekan Tomaszewski z Trzemeszna, mowę powiedział ks. Kałędkiewicz, proboszcz z Wenecji, który nazajutrz odprawił Mszę św., mowę powiedział ks. Sieg z Orchowa. Po, kondukt ruszył w pochodzie pogrzebowym na cmentarz. Procesja pogrzebowa trwała całą godzinę, bo dla jeziora trzeba przechodzić całe miasto i z drugiej strony wracać niejako na cmentarz, który jest wprost kościoła farnego. Ludu było mnóstwo i osób różnego stanu bardzo wiele. Duchownych było 21. Powozów długi szereg, trumnę metalową nieśli obywatele, a przy wejściu na cmentarz wzięli ją księża na barki swoje. Karawan zaprzężony 4 -ma końmi p. Sucharzewskiego z Świerkówca szedł z ciałem, a przed trumną 20 dziewcząt w żałobie rzucało zielone liście z kwiatów. Wszystkie cechy z miasta i parafii poprzedzały pochód. Dobrzy parafianie z własnej woli okazywali szczere chęci i starali się, aby uroczystość pogrzebowa wypadła jak najwspanialej. Nad grobem przemówił jeszcze ks. Stankowski, proboszcz z Barcina. Trumnę złożono tymczasowo w grobowcu państwa Zawadzkich, dopiero później złożono w wymurowanym grobie, gdzie spoczywa do dnia dzisiejszego.
Dusz liczyła parafia w 1875 roku - 3896. Niemcy protestanci wielkie w kulturkampfie pokładali nadzieje. Niewątpliwie i tu, w Mogilnie wiele się po nim spodziewali zwłaszcza po odstępstwie Suszczyńskiego. Nadzieje jednak były płonne; dla protestantyzmu nie zyskali ani jednego członka z pośród Polaków - katolików. Chętnie by przeto byli widzieli, gdyby się udało przynajmniej niemczyznę wprowadzić do kościołów naszych. Że o tym myśleli, świadczą dopytywania się władz w urzędzie miejskim, w jakim języku księża spowiadają; świadczy i odpowiedź burmistrza Schwittay'a, w której ośmielił się wyższym władzom doradzać, aby nakazały głosić kazania przynajmniej raz na miesiąc w języku niemieckim, wyrażając przy tym nadzieję, że za 10 lat nikt w Mogilnie nie będzie pamiętał, że były tu kiedyś kazania polskie. Zdaje się, że władze z rady tej nie skorzystały. Być może, iż myśl o wprowadzeniu języka niemieckiego do kościoła zrodziła się w głowie p. burmistrza pod wrażeniem wydanego w tym czasie nowego rozporządzenia, nakazującego używanie w urzędach wyłącznie języka niemieckiego, a więc usuwającego bezwzględnie język polski z tychże urzędów. Po śmierci ks. Haunszylda (14.03.1880 - spoczywa na cmentarzu w Mogilnie obok Kaplicy - Mauzoleum; pole 15, rząd 6, grób nr 93 - patrz mapa cmentarza) spełniał obowiązki duszpasterskie już sam tylko ks. Teofil Zygmanowski. "Cieszył sie do października 1882 roku dobrym i silnym zdrowiem. W grudniu tego roku począł zapadać na reumatyzm stawowy, ale przy dobrej opiece lekarskiej przychodził do zdrowia i przestrzegając pilnie dietę, bo i choroba żołądkowa się przyłączyła, był najpewniejszy i on, i parafianie i sam lekarz, że będzie zdrów, aby w święta nadchodzące odprawiać nabożeństwo. Tymczasem w nocy z 19 na 20 grudnia nagle i niespodziewanie paraliż mózgowy przeciął pasmo dni pracowitego i jedynego kapłana w tak wielkiej parafii, liczącego dopiero 53 lata. To też śmierć ta okropnie przeraziła osieroconych parafian i boleść ich widoczna (była). Eksportacja ciała z klasztoru do fary odbyła się 21 grudnia, a pogrzeb 22 grudnia. Mówcy pogrzebowi księża W. i K. nie mogli prawie mówić, bo płacz i lament zagłuszał ich słowa. Na eksportację zjechało 15 księży, na pogrzeb 12. Parafianie, mieszkańcy miasta, innowiercy licznie się zebrali na oddanie ostatniej przysługi ks. Teofilowi, który mianowicie w ostatnich latach wielką sobie zjednał miłość. Oby panowie innowiercy chcieli przyjaciołom swoim i tym panom u "góry" zaświadczyć, jakie opłakane skutki pociąga śmierć kapłanów, których następcy zastąpić nie mogą z powodu walki "kulturnej". W dzień śmierci ks. Zygmanowskiego zjechał właśnie nowy ojciec powiatu, pan radca ziemiański, pozasłużbowy rotmistrz Puttkamer, podobno kuzyn pana ministra. Na samym wstępie mógł się p. radca przekonać, co za boleść przejmuje katolików, gdy tracą duszpasterza bez nadziei, że wkrótce nowego dostaną przewodnika na drodze zbawienia (K.P 28.12.1882r.)". Dusz liczyła parafia podówczas około 4000. O ustanowieniu drugiego współpracownika nie mogło być mowy z powodu obowiązujących jeszcze praw majowych a jeszcze więcej dla braku duchowieństwa. Poważna liczba kapłanów była na wygnaniu, wielu zmarło w czasie kulturkampfu, a przyrost młodszego duchowieństwa, które zresztą ukrywać się musiało, był niedostateczny. Prześladowanie Kościoła doprowadziło do tego, że blisko sto parafii w archidiecezjach naszych było bez duszpasterzy.
Stosunki w Mogilnie jeszcze więcej się pogorszyły z chwilą śmierci ks. Zygmanowskiego (19.12.1882), tak dalece, że Władza duchowna opiekę duszpasterską w Mogilnie powierzyć musiała ks. Kazimierzowi Ertmanowi, proboszczowi w Kwieciszewie, który mając przecież własną parafię, mógł tylko dojeżdżać do Mogilna i najkonieczniejsze potrzeby parafii jak odprawianie nabożeństw niedzielnych, udzielanie sakramentów śś. dorywczo zaspakajać. Podobnie rzecz się miała z innymi księżmi ze sąsiedztwa, którzy w zastępstwie ks. Ertmana dojeżdżali. Stan ten trwał do marca 1884 a więc blisko 15 miesięcy. Byłby może trwał i dłużej, lecz na szczęście nastąpiło podówczas już pewne złagodzenie walki przeciw Kościołowi, dzięki polityce papieża Leona XIII, który po śmierci Piusa IX. (07.02. 1878) zasiadł na Stolicy Piotrowej. Od samego początku swych rządów starał się Leon XIII. nawiązać stosunki z rządem berlińskim. W r. 1880 i 1881 przyszło skutkiem tych starań do pewnego porozumienia między Berlinem a Watykanem i do poczynienia pewnych ustępstw na rzecz Kościoła, aż wreszcie w r. 1886 zmieniono prawa majowe na nowe z korzyścią dla Kościoła. W roku 1884, gdy już nastąpiło pewne odprężenie stosunków między rządem pruskim a Kościołem, stała się możliwą i w Mogilnie zmiana stosunków kościelnych na lepsze. Po 15 miesięcznym osieroceniu otrzymała parafia duszpasterza w osobie ks. Maksymiliana Drożdżyńskiego. Widać stąd, że już wówczas władze państwowe nie stosowały rygoru praw majowych co do obsadzania posad duchownych. Ks. Drożdżyński mógł przeto, bez konieczności ukrywania się, spełniać w parafii wszystkie obowiązki duszpasterskie. Obok gorliwej pracy duszpasterskiej poświęcił nowy duszpasterz baczną uwagę kościołowi klasztornemu, który od dawna zdaje się gwałtownie dopraszał się odnowienia. Nie mogąc zabrać się do gruntownej renowacji, uczynił przynajmniej początek, sprawiając z ofiar parafian dla ozdoby głównego ołtarza nowe antepedium z terakoty, przedstawiające Wieczerzę Pańską według obrazu Leonarda da Vinci; dalej sprawił trzy obrazy ołtarzowe: obraz św. Jana Ewang. dla ołtarza głównego oraz obrazy św. Józefa i św. Antoniego Pad. dla 2 bocznych ołtarzy - dziś nieistniejących. Poza tym otrzymał ołtarz główny 6 wielkich świeczników, wykonanych z drzewa. Obowiązki duszpasterskie pełnił ks. Drożdżyński do końca kulturkampfu wzgl. do czasu objęcia parafii przez nowego proboszcza, ks. Antoniego Ćwiklińskiego. Zakończenie walki kulturalnej - podczas której katolicy wiele wycierpieli i niemałe ponieśli straty i szkody lecz ostatecznie wyszli z niej zwycięsko, o ile z jednej strony ucieszyło Polaków w zaborze pruskim, bo wielu kapłanów wróciło z wygnania a osierocone parafie otrzymały pasterzy, o tyle z drugiej strony niemałą zadało im boleść. Najpierw, gdy niemieccy biskupi, wygnani czy "złożeni z urzędu", przeważnie mogli powrócić i objąć na nowo swe stolice, nie chciał rząd żadną miarą się zgodzić na powrót Ks. Kard. Ledóchowskiego na stolicę arcybiskupią w Poznaniu, co spowodowało, że Ks. Arcybiskup - Wyznawca dla prędszego doprowadzenia do ostatecznej ugody między Stolicą Apostolską a rządem pruskim w lutym 1886 zrzekł się godności arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego. Na tym jednak się nie skończyło. Rząd chcąc mieć arcybiskupem w Poznaniu Niemca jak w r. 1865, odrzucił wszystkich kandydatów Polaków na arcybiskupstwo, wobec czego Stolica Apostolska, uznając konieczną potrzebę rychłego uporządkowania stosunków kościelnych w archidiecezji, zgodzić się musiała na nominację poleconego przez arcybiskupa kolońskiego Krementza, proboszcza królewieckiego, ks. Juliusza Dindera. Czy rząd na tym co zyskał, wydaje się rzeczą wątpliwą. Ks. Arcybiskup Dinder, choć Niemiec, słabo po polsku mówiący, był sprawiedliwym i odnosił się do Polaków z wielką życzliwością. Ale inne jeszcze Polacy mieli powody smutku po ukończeniu walki kulturnej. Rząd pruski, nienawidząc śmiertelnie wszystkiego co polskie, nie tylko z oburzającym barbarzyństwem wyrzucił z kraju 40 000 Polaków, niemających praw obywatelskich, nie tylko przeprowadził ustawy antypolskie, by ziemię polską wykupić na rzecz kolonizacji niemieckiej (1886), lecz nad to postanowił zgermanizować młode pokolenie przez zupełne wyrugowanie języka polskiego - od 01.10.1887- ze wszystkich szkół powszechnych. - Tak tedy skończył się dla Polaków kulturkampf przeciw Kościołowi, a rozpoczął się wzgl. wzmógł się kulturkampf przeciw polskości, trwający aż do wybuchu wojny światowej.